Córka króla Haddiga od lat pogrążona była w śmierci –
– służba cicho chodziła po schodach i przykrywano latarnie,
kiedy wszystkie smoki i ptaki i elfy opuściły ich królestwo,
a uczeni trwonili srebro na rozdrabnianie ich potęgi,
choć nie wierzono już w kłody ni kamienie w chłodnej krainie,
córka króla od lat pogrążona była w śmierci.
Wyruszył więc Haddig na południe do ziem nieśmiertelnych,
bo nie miał nikt odpowiedzi ani maści, co goi wszystkie rany,
nawet te zadane mieczem z metalu, który nie istnieje.
Ruszył więc wespół Haddig i długo wędrował po świecie,
aż wreszcie niezmiennie pełen nadziei spoczął na wzgórzu pod drzewem.
We śnie ujrzał swój przemieniony zamek i ciemną książęcą komnatę
i młodego mnicha w ciemnym kapturze, który uśmiecha się głęboko
do jego córki, a ona wstaje i idzie przy dźwiękach kornetów i trąbek
prosto w objęcia postaci, która góruje nad jej kruchym istnieniem.
Król Haddig zbudził się i znów ruszył w drogę do nieśmiertelnych krain,
aż dotarł pod wysoki nieprzebyty mur, lecz kazano mu zawrócić w śmiertelność
i odejść; wtedy wiedźma, która go wiodła, zabiła koguta i przerzuciła przez mur;
Król skłonił głowę, a odchodząc usłyszał jeszcze jego głośne pianie.
Gdy powrócił do zamku z czarnego marmuru i stanął na schodach,
dobiegły go głosy kobiet drapiących twarze, by płakać krwawymi łzami;
Haddig zdjął zbroję, narzucił kraj płaszcza na głowę i uchylił kamienne drzwi
– poprzez ciemność zdławioną szumem pochodni ujrzał puste zimne łoże...